sobota, 6 lipca 2002

Dzień 5.

  No i udało się! Wstaliśmy o 600 i po podjechaniu autobusem wypłynęliśmy na rozlewisko South Aligator River oglądać wschód słońca. Było pięknie. Udało nam się zobaczyć wiele rożnych gatunków zwierząt (głównie ptaków), teraz stłoczonych na tym w zasadzie niewielkim terenie i ciągle się z powodu pory suchej kurczącym. Oczywiście główną atrakcją były krokodyle, których zaobserwowaliśmy około dziesięciu. Podczas tej wycieczki bardzo zmarzliśmy (!), tak, że po powrocie podczas robienia śniadania po raz pierwszy zamiast klimy musieliśmy włączyć ogrzewanie. Po śniadaniu opuściliśmy kemping i pojechaliśmy do aborygeńskiego Centrum Turystycznego. Tam, po obejrzeniu dosyć ciekawej ekspozycji, zamiast jechać dalej, zasnęliśmy w aucie na dwie godziny i najbardziej upalną porę dnia przespaliśmy. Potem pojechaliśmy w kierunku Pine Creek, aby opuścić już KNP. Po drodze chcieliśmy jeszcze zboczyć do ponoć pięknego punktu widokowego z wodospadem, ale droga (40 km w jedna stronę) do tego miejsca była tylko bita (bez nawierzchni) i na znakach zalecali pojazdy 4WD. My jednak postanowiliśmy spróbować, jednak po około 2 km podskakiwania na wybojach stwierdziliśmy, że auto tego nie wytrzyma (wszystko się trzęsło, tłukło, latało, piszczało) i zawróciliśmy. Około 1630 dotarliśmy do Pine Creek. Jest to bardzo mała prowincjonalna miejscowość, ale przez to bardzo się tu dobrze czuje klimat australijskiego outbacku. Po postawieniu auta na Caravan Parku poszliśmy do miejscowej knajpy na obiad i oczywiście XXXX. Tak nam się tam miło siedziało (zero turystów, tylko miejscowi), słuchając jak w przerwach między zamówieniami barmanka śpiewa karaoke, że ani się spostrzegliśmy jak minęły 3 godziny. Na koniec zrobiliśmy sobie „spacer po wsi” w drodze na kemping.


Yellow Waters w K.N.P.
Wschód Słońca nad Yellow Waters

Krokodyl w South Alligator River
Droga dla 4WD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz