czwartek, 4 lipca 2002

Dzień 3.

  Rano znów zaspaliśmy i kiedy byliśmy gotowi do drogi tzn. umyci, popakowani i po śniadaniu, było już około 1100 i zaczynał się najgorszy upał. Pogoda tu jest w zasadzie całkiem znośna (po prostu bardzo ciepły dzień), nie licząc właśnie okolic samego południa. Wyruszyliśmy, więc na naszą pierwszą pieszą wycieczkę po KNP (szlak zaczynał się tuż obok naszego kempingu, tak, że nie musieliśmy nigdzie jechać). Prowadziła ona przez las monsunowy, aż do brzegu dość dużego billabonga (nie wysychającego zbiornika wodnego), w pobliżu którego należało uważać na krokodyle. Później pojechaliśmy dalej w głąb parku na kolejny podobny szlak, który zawiódł nas do rozlewiska zamieszkanego, przez tysiące osobników różnorodnego ptactwa. Po południu skierowaliśmy się do Jabiru – miejscowości w centrum KNP, z której jutro pójdziemy oglądać aborygeńskie malowidła naskalne. W Centrum Turystycznym obejrzeliśmy bardzo ciekawy, godzinny film o parku i jego życiu podczas zmieniających się tu sześciu pór roku. Następnie postawiliśmy samochód na kempingu i po kolacji poszliśmy na pokaz slajdów na wolnym powietrzu, połączony z opowiadaniem Rangersa o kulturze Aborygenów. Na koniec wstąpiliśmy jeszcze do knajpki na kawę i piwo, i poszliśmy się myć i szykować do spania. Teraz jest już 2300. Kemping wymarł – wszyscy śpią, ale trudno się dziwić, w końcu od prawie 5 godzin jest już ciemno.
 
Billabong
Billabong

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz