Dzień 24.
Rano obudziliśmy się obsrani. Właściwie nie my tylko auto, ale za to strasznie. Staliśmy pod drzewem, na którym spały jakieś ptaszyska i całą noc zasypywały nas guanem. Tak więc przed wyjazdem z kempingu musiałem najpierw umyć auto. Potem pojechaliśmy na niedaleką farmę (rozwiązanie konkursu), gdzie zobaczyliśmy wystawę im poświęconą oraz mieliśmy okazję się na jednym przedstawicielu tego gatunku przejechać. Gdy wróciliśmy do auta chcąc jechać do centrum, to podczas otwierania drzwi, coś się uszkodziło w zamku i nie wylazł klucz. W związku z tym, zamiast do miasta, pojechaliśmy znów do Britza, gdzie spędziliśmy około 45 minut czekając aż nam to naprawią. Następnie wróciliśmy do centrum i poszliśmy do dwóch galerii ze sztuką aborygeńską, kilku sklepów z opalami i diamentami oraz do zwykłych gift shopów. Na koniec zjedliśmy obiad, wysłaliśmy resztę kartek i po zatankowaniu ruszyliśmy w kierunku Tennant Creek. Po przejechaniu ponad 400 kilometrów z około 500 dzielących nas od tego miasteczka, zatrzymaliśmy się na noc na dzikim kempingu przy Devil’s Marbles, na których chcemy jutro oglądać wschód słońca. Dziki kemping tzn. taki, który nie ma żadnego biura, sklepu, toalet itp. Jest tylko zaznaczone miejsce, kilka koszy na śmieci i miejsc na ognisko. Stoi tu jednak całkiem sporo samochodów, przypuszczalnie ich pasażerowie mają plany na jutro podobne do naszych.
|
Przejażdżka wielbłądem |
|
|
|
Droga |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz