Dzień 14.
Wstaliśmy 655. Bez śniadania pojechaliśmy na pustynię, oglądać ostańce. Przeszliśmy 3,5 kilometrowym walkiem podziwiając „poranną grę światłocienia”. Następnie ruszyliśmy na ostatni odcinek drogi do Perth. Po drodze zjechaliśmy jeszcze do mocno przereklamowanego Yanhepp National Park, pooglądać narąbane miśki. Tam Ola wpadła na genialny pomysł, aby napić się Devonshire Tea (bawarka + dwa ciastka + dżem + bita śmietana), po której do tej pory (2215) nawzajem sobie robimy małe Auschwitz. Do Perth dojechaliśmy około 1600 i zaraz po znalezieniu parkingu udaliśmy się na kilkugodzinny spacer po city. Na koniec poszliśmy do restauracji, gdzie zjedliśmy całkiem niezłą kolację. Auto stoi na parkingu przy drodze w samym centrum (parkomat), ale nie chce nam się już wyjeżdżać z miasta w poszukiwaniu lepszego miejsca na nocleg, zwłaszcza, że jutro mamy zamiar jeszcze przynajmniej przedpołudnie tu spędzić, więc naszykowaliśmy sobie spanie i tu będziemy nocować. Trochę się boimy, ale mamy nadzieje, że do rana nic złego się nie wydarzy.
|
Pinnacles |
|
Koala |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz