Wyspaliśmy się, oj wyspali. Po śniadaniu (nader skąpym, bo już nam wszystkiego brakło, a mieliśmy obliczone, że do Alice dojedziemy o jeden dzień wcześniej) przebyliśmy ostatnie 120 km i przyjechaliśmy do Alice Springs. Tam swe pierwsze kroki skierowaliśmy do Britza, gdzie zostawiliśmy campera na przegląd, a w zamian dostaliśmy do dyspozycji Toyotę Corollę i nią pojechaliśmy do centrum. Zwiedzanie zaczęliśmy od School of the Air, gdzie oprócz zwykłych wystaw przedstawiających działalność tej placówki, mieliśmy możność obserwowania i słuchania prowadzonych akurat lekcji: muzyki, a następnie literatury. Ze szkoły udaliśmy się na ANZAC Hill – wzgórze, z którego widać panoramę miasta oraz otaczające je pasmo górskie MacDonnell Ranges. Po zjechaniu na dół, poszliśmy na Mall, aby coś zjeść, wypisać kartki, połazić po sklepach (brrrrrrr...) i kupić bilety na koncert Sounds of Starlight, polecony nam przez Grzesia P. Nie wszystko wyszło nam zgodnie z zamierzeniami. Chcieliśmy zjeść coś typowo australijskiego i gdy wreszcie udało się nam znaleźć knajpę serwującą specjały takie jak emu, wielbłąd, krokodyl czy kangur, to przy zamawianiu okazało się, że są one akurat chwilowo niedostępne, w związku z czym musieliśmy się zadowolić wołowiną i baraniną (nie najlepszymi zresztą w obu przypadkach). Kartki wypisaliśmy bez przeszkód i po sklepach połaziliśmy niestety też bez przeszkód. Ola nakupiła sobie i Ani jakichś lontów i teraz je przymierza. Biletów na koncert nie kupiliśmy, bo okazało się, że koncerty odbywają się jedynie we wtorki, piątki i soboty. Kolejną rzeczą, jaką zrobiliśmy, było odebranie campera, którym to następnie pojechaliśmy na najstarszy w Alice cmentarz, a z niego na zakupy. Potem już tylko znaleźliśmy Caravan Park i szykujemy się do spędzenia na nim nocy (każdy na swój sposób: Ola to już wiecie, a ja piszę i popijam XXXX). Jutro zostajemy tu jeszcze, bo Ola postanowiła nauczyć się jeździć na tym bydlęciu, które chciała dzisiaj zjeść. Sami zgadnijcie, na czym. Ten kto pierwszy poda prawidłową odpowiedź (przyjmowane do konkursu będą jedynie odpowiedzi przesłane SMS-em) wygra cenną nagrodę z Australii i uścisk ręki, która pisze te słowa. Tomek jest wyłączony z konkursu, z racji tego, że ma zbyt szybki dostęp do pytań konkursowych i w dodatku może dowolnie ograniczać do nich dostęp pozostałym zawodnikom (czego mam nadzieję, nie robi).
Rogatki Alice Springs |
Sklep z aborygeńskimi instrumentami |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz