Wstaliśmy wcześnie i około 800 byliśmy już w drodze do Canberry. Po drodze zatrzymaliśmy się na śniadanie i na miejsce dotarliśmy parę minut po 1000. Od razu skierowaliśmy się w stronę Parlamentu, przejeżdżając po drodze przez sztuczne jezioro Burley Griffina z bijącą z niego na 147 metrów fontanną (Capitan Cook Memorial Water Jet). Po zaparkowaniu poszliśmy zwiedzać budynek Parlamentu. Zajęło nam to sporo czasu, ale zrobił on na nas spore wrażenie. Na koniec przespacerowaliśmy się po jego obsadzonym trawą dachu i poszliśmy w dół do starego budynku parlamentu. Obejrzeliśmy go tylko od zewnątrz, nie licząc skrótu, który zrobiliśmy sobie przez jego wnętrze, aby nie musieć całego budynku obchodzić dookoła. Kolejnym miejscem do którego skierowaliśmy swe kroki, było muzeum nauki, które chcieliśmy zwiedzić sądząc, że będzie podobne do tego na które brakło nam czasu w Brisbane. Niestety, rozczarowaliśmy się. Wszystko było na o wiele niższym poziomie i gorzej urządzone. Poziom żenujący, w zasadzie niepotrzebnie straciliśmy tam czas. Potem pojechaliśmy do Australian War Memorial, który obejrzeliśmy już tylko z zewnątrz, bo do zamknięcia pozostało 15 minut, a to było zbyt mało aby zwiedzić ekspozycje. Na koniec wysłuchaliśmy jeszcze melodii Last Post i pojechaliśmy do Civic Centre aby zjeść kolację. Po niej pożegnaliśmy Canberrę i ruszyliśmy do Sydney, chcąc jakieś 80 kilometrów przed nim znaleźć kemping, aby przenocować. Niestety, mimo trzygodzinnych poszukiwań nie udało nam się to. Dopiero jak Ola wzięła przewodnik i przeczytała, to dowiedzieliśmy się, że najbliższe centrum kempingi są oddalone o ponad 20 kilometrów, a tam gdzie szukaliśmy, nie ma ich wcale. Tak więc nasze miejsce na spoczynek znaleźliśmy dopiero o północy i właśnie szykujemy się do spania popijając XXXX dla ukojenia skołatanych nerwów z powodu straconych trzech godzin.
Gmach Parlamentu w Canberze |
Stary gmach Parlamentu w Canberze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz