Po pobudce i codziennościach, zdecydowaliśmy się zobaczyć Dreamworld czyli coś w rodzaju Disneylandu. Podróż tam zabrała nam około kwadransa i o 1020 byliśmy już w środku. Spędziliśmy tam niemal cały dzień, bo aż do zamknięcia o 1700, a nawet trochę dłużej. Głównie jeździliśmy najrozmaitszymi kolejkami górskimi, pontonami, samochodzikami, karuzelami itp. Ale najbardziej mi się podobała (mi, bo Ola nie zgodziła się na to pójść, mimo moich długotrwałych nalegań) Tower of Terror, czyli stumetrowa wieża, na którą wwozili nas na siedzeniach (na zewnątrz wieży) i na samej górze po prostu puszczali swobodnie w dół. Wrażenia niesamowite, gdy leci się w dół z prędkością ponad 160 km/h, a potem na 8 metrach hamuje do zera. Zaliczyłem cztery spady. Po zamknięciu Dreamworldu, zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy znowu w głąb lądu, aby jutro odwiedzić region winnic rozmieszczonych wokół Stanthorpe. Około 100 kilometrów od celu znaleźliśmy Rest Areę na której spędzimy noc. Jest bardzo zimno.
Tower of Terror |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz